"CO BY TU NAPISAĆ, JEST KOLEJNY DZIEŃ ..."
"... Nigdy nie wiadomo jak ułoży się". Tekst pochodzi z utworu "Italia", który T.Love nagrał kilkanaście lat temu jako bonus do reedycji płyty "Prymityw". Co by tu napisać, gdy od czasu reaktywacji T.Love wszystkie ich koncerty wyglądają i brzmią tak samo? Zmieniają się tylko daty i goście na scenie. Pewnym urozmaiceniem może być też burza, jak w maju 2024 na Saskiej Kępie, ale chyba nie o takie atrakcje chodzi fanom zespołu, prawda? Moja tęsknota za dawną wersją T.Love, grających 3-godzinne koncerty z bogatą w niespodzianki setlistą, jest coraz silniejsza. Zdaję sobie sprawę z ograniczeń Muńka po wylewie, ale gdzie leży prawdziwe sedno problemu, tego nie wiem.
Ostatnio pisałem, że wolę koncerty plenerowe T.Love, bo jest w nich więcej luzu niż w tych biletowanych. I to się potwierdziło na tradycyjnym, jesiennym występie zespołu w Stodole, bo panowie rozkręcali się bardzo długo. Zaczęli od "Pielgrzyma" z płyty "T.Love", którą z perspektywy czasu oceniam jako całkiem przyzwoitą. Następnie "Na Bruku", co odebrałem dosyć osobiście, bo parę dni wcześniej sam wylądowałem "na bruku" i tekst "Kochanie wczoraj zwolnili mnie z pracy, Wiedz o tym że nie mamy już kasy, Kazali odejść wyrzucili za drzwi" brzmiał mi w uszach jak nieśmieszny żart. Potem dosyć standardowo "Chłopaki Nie Płaczą", "1996", "Wychowanie" czy "Banalny".
Aż przyszedł czas na pierwszego gościa. A właściwie gościnię. Kasia Sienkiewicz z zespołu Kwiat Jabłoni wkroczyła na scenę i wykonała z Muńkiem "Pochodnię". Jednak wersja płytowa brzmi dużo lepiej. Na żywo było chyba za dużo stresu i za mało zgrania mimo wcześniejszych prób.
Dla kontrastu zespół odpalił "Panią Z Dołu", której nie słyszałem tak dawno, że hoho. Za to "Gnijącego Światu" i "Lucy Phere" mam już przesyt. Podobnie jak "Dni, których nie znamy", których w wersji T.Love po prostu nie lubię. Chwila rock n' rolla przy "Autobusach i Tramwajach" i kołyszący "Bóg" to z kolei mocne punktu występu.
Drugim gościem była niejaka Mery Spolsky, wokalistka. dla mnie kompletnie nieznana. Trochę taki kolorowy ptak, zaśpiewała z Muńkiem bez ładu i składu "Nie, Nie, Nie" i "I Love You". Raczej nie był to gość, którego Stodoła będzie wspominać po latach. "Potrzebuję Wczoraj" na zakończeniu setu podstawowego. Na bis niespodzianka "Gloria" i tradycyjnie już od lat "Warszawa".
"Co by tu napisać?" - koncert bez historii, powtarzalny, ale niestety tego się spodziewałem. Wykonawczo oczywiście wszystko odbyło się profesjonalnie na bardzo wysokim poziomie. Pozostaje chyba czekać na zapowiadaną na początek 2026 roku płytę "Orajt" i jakieś niespodzianki w setliście.
PS1. Trochę żałuję, że się wybrałem do Stodoły, bo tego samego dnia i o tej samej porze, kilka kilometrów dalej w klubie Niebo, grał zespół Blues Pills, jedno z odkryć mojego ostatniego rankingu z płytowym podsumowaniem roku 2024. Było śledzić ogłoszenia wcześniej!
PS2. Żeby nie być taką "ponurą żniwiarką" to przyznam, że miło było po dłuższej przerwie usłyszeć "Pielgrzyma", "Panią z Dołu" i "Glorię". Te utwory mogłyby zagościć w secie na dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz