"POGODA ZABIJA DZIEŃ ..."
"Czujesz jak tu pachnie
Tak wygląda chyba raj
Najlepsze miesiące
To kwiecień, czerwiec, maj"
Tak śpiewa Muniek w piosence "Ajrisz". Wiosenne miesiące to czas kiedy T.Love zawsze chętnie występuje w Warszawie. Zwykle zespół grał na Juwenaliach na Stadionie Syrenki, ale tym razem wybór padł na Święto Saskiej Kępy - zawsze to coś nowego, szczególnie jeśli chodzi o miejscówkę. Scena została ustawiona centralnie na ulicy Francuskiej, zamkniętej tego dnia dla ruchu pojazdów. Jako, że ulica jest dosyć wąska, to strefa dla widzów ciągnęła się hen daleko wzdłuż ulicy. Wokół kręciło się dużo rodzin z dziećmi i z początku nic nie zapowiadało, że za chwilę odbędzie się koncert rockowy. Jak się miało okazać, koncert nie był jedyną atrakcją tego dnia ...
Ale od początku. T.Love zaczęli od kawałka "Na Bruku", który na swój sposób również nawiązuje do wiosny słowami "bo dzisiaj świat wygląda inaczej, gdy wszystko kwitnie i eksploduje w nas". Dalej "Chłopaki Nie Płaczą", a zaraz za nim proroczy "Deszcz". W tamtym momencie niebo nad Saską Kępą nadal było błękitne i nic nie zwiastowało, że "pogoda zabije dzień" jak śpiewał Muniek.
W dalszej kolejności ze sceny popłynęły dźwięki do "Hau, Hau", "Pochodni", "Lucy Phere" i "Gnijącego Świata". Wśród tylu hitów Muniek stara się, żeby każda płyta była w miarę godnie reprezentowana, choć wiadomo, że każdy by inaczej ułożył setlistę wg swoich upodobań.
Deszcz kapał coraz mocniej, a niebo stało się wręcz czarne. Na początku myślałem, że "przejdzie bokiem", ale niestety z minuty na minutę było jasne, że skończy się ulewą. Zdarzyło mi się co prawda stać nawet kilka godzin w czasie deszczu (czy to na słynnym meczu Legia - Wisła, czy na koncercie Queen w Oświęcimiu), ale tu na Saskiej Kępie, zaczęło się robić niebezpiecznie, gdy podczas wykonywania "Kinga", kilkunastometrowa płachta reklamowa za plecami muzyków zaczęła fruwać we wszystkie strony - widocznie zerwały się zaczepy od silnego wiatru. W tym czasie nad praską stroną Warszawy rozpętało się prawdziwe piekło - potężna ulewa, połączona z błyskawicami, zmusiła muzyków do natychmiastowej ewakuacji. Wiadomo było, że w takich warunkach koncertu nie uda się dokończyć. Udając się do tramwaju, minęliśmy jeszcze z małżonką przemoczonego Muńka, który na zapleczu sceny nie odmówił nawet w takich warunkach kilku zdjęć i autografów. Dowód poniżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz