niedziela, 12 października 2025

Coma, Warszawa @ Torwar, 05.10.2025.

  

"TO BYŁ UDANY WIECZÓR"

Po tak intensywnym początku roku, dwa miesiące bez koncertów jawiło się jak wieczność. Na szczęście koncertowa jesień zapowiada się równie znakomicie. Początek nastąpił na Torwarze, gdzie miałem okazję zobaczyć po raz pierwszy w życiu zespół Coma. Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem, ich kilkunastominutowe kawałki raczej nie sprzyjają temu, żeby obcować z muzyką w należytym skupieniu, a teksty pełne metafor są dalekie od muzyki rozrywkowej. Znam jednak kilka osób zakochanych w łódzkim zespole, którzy szczerze polecali mi ich występ na żywo, dlatego żal było nie skorzystać z okazji, zwłaszcza, że w 2024 roku termin ich koncertu w Warszawie pokrył się z koncertem Kultu, na który już miałem wcześniej bilety.

Nie wiem na ile łódzki zespół Coma jest zaznajomiony z dyskografią Guns N' Roses, ale w 1991 roku Gunsi wydali płytę "Use Your Illusion I", zawierającą monumentalną piosenkę pt. "Coma". Jeśli w jakikolwiek sposób wzorowali się na stylistyce tej piosenki, to muszę przyznać, że są w tym cholernie dobrzy. Budowanie napięcia, rozbudowane kompozycje to wspólna cecha charakterystyczna zarówno twórczości łódzkiego bandu jak i kompozycji Axla, Slasha i spółki.

Tradycyjnie w okolicach Torwaru był problem z zaparkowaniem i po kilku rundkach po okolicy, wylądowałem na pewniaku, czyli parkingu pod trybunami Legii. Koszt jak na Krupówkach - 40 zł. W końcu z czegoś trzeba te przepłacone gwiazdy z Łazienkowskiej spłacić. Ale wróćmy do muzyki.

Koncert rozpoczął się równo o 19:30 od delikatnego riffu oznaczającego "Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków". Wokalista Piotr Rogucki zaskoczył wszystkich (nie po raz ostatni zresztą) i zaczął występ na trybunach, a dokładnie na wprost sceny po drugiej stronie hali, po czym przeszedł w asyście techników i ochroniarzy przez trybuny i płytę, żeby gdzieś w połowie piosenki dotrzeć na scenę. Całą trasę towarzyszył mu latający dron, pokazujący ujęcia znad publiczności. Utwór jak wiadomo rozkręca się powoli i pod względem przestrzeni muzycznej, tajemniczości i rozmachu można porównać - choć być może porównanie na wyrost - do dorobku Pink Floyd. Przynajmniej w Polsce nie widzę konkurencji (no może stare kawałki Dżemu czy Budki Suflera).

Oprawa sceniczna przypominała grę komputerową, a widowisko było podzielone na kilka części, każdorazowo oznaczone cyfrą kolejnego "Levelu". I tak Level 1" rozpoczął się od "Trujących Roślin", gdzie po raz pierwszy pojawiły się słupy dymu. "Pierwsze Wyjście Z Mroku" to powrót klimatem do ciężkich brzmień. Żeby nie było nudy, to zespół odpalił trochę rocko-disco tj. "Proste Decyzje", a potem "Lajki" w towarzystwie Mery Spolsky, podczas którego Rogucki wraz z koleżanką udali się na crowdsurfing, podczas którego każde z nich zaliczyło glebę. Cóż dzisiejsza publiczność to już nie klimat Jarocina czy starej Stodoły, gdzie co chwilę ktoś latał nad głowami. Pojawiło się też hitowe "Spadam", co w sumie brzmi dosyć zabawnie w zestawieniu z poprzednimi zdaniami.

Żeby nie było, że zespół nie potrafi dać do pieca, to pojawiło się m.in. "Skaczemy", "System" czy "Transfuzja", w trakcie której basista i gitarzysta powędrowali na płytę Torwaru i grali wśród tłumu. Wokół buchały słupy dymu i ognia, zrobiło się energicznie, rockowo i gorąco.

Przedstawienie zespołu odbyło się w stylu postaci z gry Mortal Kombat, gdzie na telebimach wyświetlana była postać muzyka, wraz z pseudonimem i zagrzewającym do boju hasłem. Ekstra pomysł. Scena też była imponująca jak na halową produkcję z trójkątnymi ekranami i trójkątną sceną. Rogucki w pewnym momencie wygłosił życzenie, żeby każdy wyszedł z Torwaru z takim przeświadczeniem, że "to był udany wieczór". Zaiste tak było, ale przed nami była jeszcze co najmniej połowa występu.

 
Podczas kawałka "Parapet" wokalista ponownie pojawił się wśród publiczności, tym razem na balkonie, tuż obok nas. Takie przechadzki na pewno dodawały koncertowi dynamiki, tam samo non-stop latający dron z ujęciami na scenę. Była też piosenka poświęcona rodzinnej Łodzi ("Deszczowa Piosenka"), z obrazkami z początkowych koncertów zespołu z lat 90. Natomiast to był taki fragment koncertu, z którego znałem niewiele kawałków.

Dopiero "Zbyszek" przypomniał mi czasy, w których jeszcze słuchałem płyt Comy. Podczas "Los, Cebula i Krokodyle Łzy" z Roguckim zaśpiewał Igor Herbut, człowiek o potężnym głosie - szkoda, że najlepsze swoje chwile ma podczas gościnnych występów, a nie umie samodzielnie nagrać czegoś wartościowego. Na zakończenie setu podstawowego wróciliśmy we Floydowskie rewiry w kawałku "Ekhart" - przepiękna rozbudowana kompozycja.

Przed bisami gadka przeciwko politykom. Rogucki wspomniał, że rządzą nami 70-latkowie, którzy powinni siedzieć w więzieniu. A zaraz potem wzruszające "Ocalenie" z obrazkami zagłady z Gazy i Ukrainy. I na finał "Sto Tysięcy Jednakowych Miast", ponownie z gościnnym udziałem Herbuta.

Wyszło prawie 2,5 godziny rockowej uczty - energicznej, wzruszającej i skłaniającej do refleksji. Bez dwóch zdań to był jeden z najlepszych koncertów polskiego zespołu w moim życiu. Wykonanie, produkcja, scenariusz - wszystko na światowym poziomie. Mam wrażenie, że gdyby Roguc umiał śpiewać czystym głosem po angielsku, to zespół mógłby zrobić karierę zagranicą. A tak to cieszmy się, że mamy taką krajową perełkę. Na pewno nie mamy się czego wstydzić w porównaniu do niektórych zagranicznych artystów przyjeżdżających odbębnić kolejny występ na trasie.

Kto Comy nie widział, niech się śpieszy, bo zespół ponownie robi sobie dłuższą przerwę - na trasie do końca roku zostały tylko 3 koncerty z dostępnymi biletami. Osobiście zabrakło mi "Leszka Żukowskiego" i piosenek Pana Kleksa, których rockowych wersji słuchaliśmy kilka razy z dzieciakami. Ale nie można mieć wszystkiego za pierwszym razem. Trzymajmy kciuki, żeby panom znudziło się granie solowe i znowu się zeszli pod szyldem Coma.

Game Over!

PS. Aha i to był ostatni raz jak wjeżdżam na parking na Legii, bo wyjazd znów (jak po koncercie Alanis Morissette) trwał ponad 40 minut.

Setlista:

01. Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków
02. Trujące Rośliny
03. Pierwsze Wyjście Z Mroku
04. Proste Decyzje
05. Skaczemy
06. Lajki (w/ Mery Spolsky)
07. 0Rh+
08. Spadam
09. Tonacja (Sygnał Z Piekła)
10. System
11. Transfuzja
12. Schizofrenia
13. Parapet
14. Popołudnia Bezkarnie Cytrynowe
15. Za Chwilę Przestaniemy Świecić
16. Deszczowa Piosenka
17. Zbyszek
18. Los, Cebula i Krokodyle Łzy (w/ Igor Herbut)
19. Ekhart

Bis:
20. Ocalenie
21. Sto Tysięcy Jednakowych Miast (w/ Igor Herbut)

Skład:
Piotr Rogucki - wokal
Dominik Witczak - gitara
Marcin Kobza - gitara
Rafał Matuszak - gitara basowa
Adam Marszałkowski - perkusja
Paweł Cieślak - elektronika, syntezatory

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz