Nie wiem na ile łódzki zespół Coma jest zaznajomiony z dyskografią Guns N' Roses, ale w 1991 roku Gunsi wydali płytę "Use Your Illusion I", zawierającą monumentalną piosenkę pt. "Coma". Jeśli w jakikolwiek sposób wzorowali się na stylistyce tej piosenki, to muszę przyznać, że są w tym cholernie dobrzy. Budowanie napięcia, rozbudowane kompozycje to wspólna cecha charakterystyczna zarówno twórczości łódzkiego bandu jak i kompozycji Axla, Slasha i spółki.
Tradycyjnie w okolicach Torwaru był problem z zaparkowaniem i po kilku rundkach po okolicy, wylądowałem na pewniaku, czyli parkingu pod trybunami Legii. Koszt jak na Krupówkach - 40 zł. W końcu z czegoś trzeba te przepłacone gwiazdy z Łazienkowskiej spłacić. Ale wróćmy do muzyki.
Koncert rozpoczął się równo o 19:30 od delikatnego riffu oznaczającego "Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków". Wokalista Piotr Rogucki zaskoczył wszystkich (nie po raz ostatni zresztą) i zaczął występ na trybunach, a dokładnie na wprost sceny po drugiej stronie hali, po czym przeszedł w asyście techników i ochroniarzy przez trybuny i płytę, żeby gdzieś w połowie piosenki dotrzeć na scenę. Całą trasę towarzyszył mu latający dron, pokazujący ujęcia znad publiczności. Utwór jak wiadomo rozkręca się powoli i pod względem przestrzeni muzycznej, tajemniczości i rozmachu można porównać - choć być może porównanie na wyrost - do dorobku Pink Floyd. Przynajmniej w Polsce nie widzę konkurencji (no może stare kawałki Dżemu czy Budki Suflera).
Oprawa sceniczna przypominała grę komputerową, a widowisko było podzielone na kilka części, każdorazowo oznaczone cyfrą kolejnego "Levelu". I tak Level 1" rozpoczął się od "Trujących Roślin", gdzie po raz pierwszy pojawiły się słupy dymu. "Pierwsze Wyjście Z Mroku" to powrót klimatem do ciężkich brzmień. Żeby nie było nudy, to zespół odpalił trochę rocko-disco tj. "Proste Decyzje", a potem "Lajki" w towarzystwie Mery Spolsky, podczas którego Rogucki wraz z koleżanką udali się na crowdsurfing, podczas którego każde z nich zaliczyło glebę. Cóż dzisiejsza publiczność to już nie klimat Jarocina czy starej Stodoły, gdzie co chwilę ktoś latał nad głowami. Pojawiło się też hitowe "Spadam", co w sumie brzmi dosyć zabawnie w zestawieniu z poprzednimi zdaniami.
Żeby nie było, że zespół nie potrafi dać do pieca, to pojawiło się m.in. "Skaczemy", "System" czy "Transfuzja", w trakcie której basista i gitarzysta powędrowali na płytę Torwaru i grali wśród tłumu. Wokół buchały słupy dymu i ognia, zrobiło się energicznie, rockowo i gorąco.
Przedstawienie zespołu odbyło się w stylu postaci z gry Mortal Kombat, gdzie na telebimach wyświetlana była postać muzyka, wraz z pseudonimem i zagrzewającym do boju hasłem. Ekstra pomysł. Scena też była imponująca jak na halową produkcję z trójkątnymi ekranami i trójkątną sceną. Rogucki w pewnym momencie wygłosił życzenie, żeby każdy wyszedł z Torwaru z takim przeświadczeniem, że "to był udany wieczór". Zaiste tak było, ale przed nami była jeszcze co najmniej połowa występu.
Przed bisami gadka przeciwko politykom. Rogucki wspomniał, że rządzą nami 70-latkowie, którzy powinni siedzieć w więzieniu. A zaraz potem wzruszające "Ocalenie" z obrazkami zagłady z Gazy i Ukrainy. I na finał "Sto Tysięcy Jednakowych Miast", ponownie z gościnnym udziałem Herbuta.
Wyszło prawie 2,5 godziny rockowej uczty - energicznej, wzruszającej i skłaniającej do refleksji. Bez dwóch zdań to był jeden z najlepszych koncertów polskiego zespołu w moim życiu. Wykonanie, produkcja, scenariusz - wszystko na światowym poziomie. Mam wrażenie, że gdyby Roguc umiał śpiewać czystym głosem po angielsku, to zespół mógłby zrobić karierę zagranicą. A tak to cieszmy się, że mamy taką krajową perełkę. Na pewno nie mamy się czego wstydzić w porównaniu do niektórych zagranicznych artystów przyjeżdżających odbębnić kolejny występ na trasie.
Kto Comy nie widział, niech się śpieszy, bo zespół ponownie robi sobie dłuższą przerwę - na trasie do końca roku zostały tylko 3 koncerty z dostępnymi biletami. Osobiście zabrakło mi "Leszka Żukowskiego" i piosenek Pana Kleksa, których rockowych wersji słuchaliśmy kilka razy z dzieciakami. Ale nie można mieć wszystkiego za pierwszym razem. Trzymajmy kciuki, żeby panom znudziło się granie solowe i znowu się zeszli pod szyldem Coma.
Game Over!
PS. Aha i to był ostatni raz jak wjeżdżam na parking na Legii, bo wyjazd znów (jak po koncercie Alanis Morissette) trwał ponad 40 minut.10. System
Dominik Witczak - gitara
Marcin Kobza - gitara
Paweł Cieślak - elektronika, syntezatory



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz