niedziela, 26 czerwca 2022

Guns N' Roses, Warszawa @ Stadion Narodowy, 20.06.2022.



DŁUGOŚĆ MA ZNACZENIE?

Nawet żenująca akustyka Stadionu Narodowego w Warszawie nie może wpłynąć na fakt, że Guns N' Roses wciąż są w wielkiej formie i potrafią porywać tłumy, dając przy tym 3,5 godzinne show. I choć większość fanów przyszła posłuchać nieśmiertelnych hitów i potupać nóżką przy "November Rain", to prawdziwi wyznawcy Gunsów, do których mam przyjemność od lat się zaliczać, mieli prawdziwą ucztę, okraszoną perełkami w setliście i premierami na obecnej trasie. Tak jak 4 lata temu w Chorzowie Axl, Slash, Duff i spółka dali polskim fanom najdłuższy koncert podczas europejskiej części trasy. Energii i wigoru Gunsom mogą pozazdrościć wszystkie młode kapele. A trasa "Not In This Lifetime" to nie tylko sentymentalna podróż w czasie i monstrualne show, ale przede wszystkim radość z grania rock n' rolla i czerpania pełnymi garściami z jego historii.

Wróćmy na ziemię. Jest 20 czerwca 2022 roku. Ten dzień to prawdziwa emocjonalna sinusoida. Od euforii, po wściekłość, przez zachwyt, aż po prawdziwą błogość. 

EUFORIA

Dzień w którym Guns N' Roses grają w Polsce oznacza dla mnie święto i obecność obowiązkową. Nie ma ważniejszego zespołu w moim życiu i nigdy nie będzie. Warszawski koncert był piątym, który widziałem na żywo, ale jakby grali u nas co tydzień, nie odważyłbym się protestować. I tak od 30 lat: od kaset z "Appetite For Destruction" i "Use Your Illusion", które trzeba było naciągać ołówkiem po wciągnięciu taśmy. Czy dzisiejsza młodzież wie co to magnetofon? Dla wyjaśnienia to taki prototyp JBL-a :D

Ekscytacja koncertem GN'R w Warszawie ma zresztą całkiem długą historię. Pierwotnie ten występ miał się odbyć 17 czerwca 2020, ale został odwołany z powodu koronawirusowych obostrzeń. Po ogłoszeniu nowego terminu kupiłem 3 bilety (dla siebie, żony i ojca) z rocznym wyprzedzeniem. Mimo, że cały czas istniało zagrożenie ponownego anulowania, emocje rosły z każdym dniem, zwłaszcza, że ekipa znajomych, która się wybierała na stadion prezentowała się więcej niż solidnie. Nadzieja sobie, ale życie miało inny scenariusz.

GNIEW

Perspektywa spotkania dawno nie widzianych znajomych mordek uleciała wraz z zakorkowaną Aleją Zieleniecką na warszawskiej Pradze. Ciężko mi zrozumieć jak niecałe 2 km, można pokonywać prawie 1,5 godziny, ale widocznie sprawna organizacja ruchu przerastała tego dnia możliwości intelektualne warszawskiej drogówki. Wystarczyło dodać dwa do dwóch, łącząc fakty, że 50 tysięcy osób udających się na koncert w połączeniu z godzinami szczytu w Warszawie spowodują prawdziwy komunikacyjny armageddon. A wystarczyło postawić posterunkowego Pazurę i ręcznie pokierować ruchem w newralgicznych miejscach. Widocznie widok kierowców poruszających się w ślimaczym tempie, trąbiących na opieszałość poprzedników i sikających na środku ruchliwej arterii sprawił naszym dzielnym stróżom prawa wyjątkową radość. Po koncercie wyjazd z parkingu na Błoniach potrafili zorganizować wyjątkowo sprawnie, więc dochodzi tu element zwykłej policyjnej złośliwości, z którą zwykły obywatel musi się zmierzyć na co dzień.

Czas mijał szybko, metry wolno. Między kierowcami toczyła się psychologiczna wojna o każdy metr, każdą sekundę i każdy samochód który zdoła przejechać na zielonym świetle. Kluczowe skrzyżowanie z Targową przetaczam się, jednocześnie wciskając do oporu klakson, złowieszczo wyjący na wszystko i wszystkich. Sorry kierowco autobusu 135, dziś nie ustąpię Ci pierwszeństwa. W końcu 19:20 parkujemy na polu żwiru pod Stadionem Narodowym dumnie nazywanym Błoniami. Teraz pędem do bramy nr 2, co oznaczało, że musimy okrążyć właściwie pół stadionu i cofnąć się do Ronda Waszyngtona. Szybka kontrola na bramkach (jak zwykle można wnieść wszystko co się chce, mi nawet nikt nie sprawdził co mam w saszetce) i o 19:27 wbiegamy po schodach słysząc pierwsze dźwięki intro. Podobnie jak w Rybniku 10 lat wcześniej, momentalnie zapominamy o zmęczeniu, wkurwieniu i innych negatywnych emocjach.

ZACHWYT

W całej tej sytuacji rozbawiła mnie wiadomość od znajomej: "do czego to doszło, żeby się człowiek martwił czy zdąży przed Axlem" (pozdrówki Canis 😘). We wspomnianym wcześniej Rybniku wokalista Gunsów opóźnił rozpoczęcie koncertu o dobre trzy godziny! Wpadamy z żoną równo z pierwszym szarpnięciem basowej struny Duffa McKagana - Panie i Panowie "It's So Easy", a ja już wiem, że ponownie jestem w rock n' rollowym niebie. Chwilę potem cały stadion tańczy już z "Panem Brownstone". To dopiero rozgrzewka, Slash zmienia gitarę i rozpoczyna "Chinese Democracy". Znaczy tak mi się wydaje, bo na razie w ogóle go nie słychać. Wybrzmiewa tylko dudnienie basu i perkusji plus fantastyczny wokal Axla, którego chyba niewielu się spodziewało. Ale technicy w tym czasie pracują i próbują zwalczyć fatum krążące nad owianym złą sławą Stadionem Narodowym. Niewielu się to dotychczas udało, ale dla amerykańskiej kapeli pracują w końcu najlepsi ludzie w branży. Już przy kolejnym kawałku "Slither" jest duża poprawa. Dalej jest jeszcze lepiej - debiut na tej trasie "Madagascar", który poznaje zaledwie kilkuset pasjonatów. Reszcie jest wszystko jedno, czekają na "November Rain", ale to za jakieś dwie godzinki 😀 Axl jeszcze mówi niewiele, na razie dziękuje za przyjęcie. Chwilę potem pyta: "You know where You are?" i publiczność eksploduje po raz pierwszy przy "Welcome To The Jungle". Slash wyciska siódme poty ze swojego Les Paula w ukraińskich barwach. Jest moc!

Chwila spokoju? Nie ma mowy. Axl wraca pamięcią do 2016 roku, gdy przez pół roku występował jako wokalista AC/DC i zespół odpala "Back In Black". Kolejny numer "Better" był już grany w Warszawie w 2006 roku na starym stadionie Legii. Wtedy Axl złośliwie komentował, że wszyscy znają ten numer z przecieków płyty "Chinese Democracy" na dwa lata przed premierą. 16 lat temu w miejscu Stadionu Narodowego funkcjonował jeszcze Stadion X-lecia. Macie jakieś płyty, gry lub programy z tego kultowego miejsca? Ehh wspomnienia 😏

Lecimy dalej. Emocjonalne "Estranged" to pierwszy tego wieczoru hymn zespołu z kultowego podwójnego albumu "Use Your Illusion" i przez długie lata moja ulubiona piosenka. Drę się więc jak opętany i gram w powietrzu na niewidzialnej gitarze. Zaraz potem nowość - "Hard Skool", tu już kompletna klapa z rozpoznawalnością (przynajmniej na moim sektorze), choć numer ma potencjał koncertowego killera. "Double Talkin' Jive" to popis Slasha - powolne wprowadzenie, okraszone perfekcyjną solówką, a jego palce przebierając po gryfie wciąż się jeszcze rozgrzewały. Z kolei "Live And Let Die" miało by większego kopa, gdyby zespół odpalił pirotechnikę, ale ze względu na zamknięty dach na Narodowym tym razem wybuchów nie było. Odkurzony "Reckless Life" rozpoznałem dopiero po kilkudziesięciu sekundach bo znów na chwilę siadła akustyka. Potem trochę klasyki - "Rocket Queen" i "You Could Be Mine" - w obydwu Axl wypadł zaskakująco nieźle, nie było mowy o Mickim Mousie, znanym z ubiegłych lat. 

Potem wokalista Gunsów miał parę minut przerwy, a przed mikrofonem zameldował się Duff McKagan, wykonując przebój The Stooges "I Wanna Be Your Dog". Zbliżenie na telebimie ukazało starą, zmęczoną twarz - mimo, że basista Gunsów prowadzi się chyba najzdrowiej ze wszystkich członków zespołu to z wyglądu przypominał legendarnego Keitha Richardsa ze Stonesów. Swoją drogą polecam autobiografię Duffa zatytułowaną "Sex, drugs & rock n’ roll… i inne kłamstwa", jedna z najlepszych książek muzycznych jakie się ukazały w Polsce - szczerze o życiu, nałogach i byciu kluczowym elementem układanki jednej z największych kapel w historii rocka.

 

Axl wraca na scenę na dwa szybkie numery - najpierw druga nowość z ubiegłego roku - "Absurd", a potem "Shadow Of Your Love". Następnie małe nieporozumienie - Slash łapie za gitarę z podwójnym gryfem, ale zanim zaczyna grać intro, technika puszcza z taśmy początek do "Civil War". Szybka refleksja i wszystko działa jak należy. "Civil War" zabrzmiał wyjątkowo. Wojenny protest song z łatwością można odnieść do wojny w Ukrainie, o czym zresztą przypominały dwie niebiesko-żółte flagi z boku sceny. Piosenkę przy akompaniamencie "Machine Gun" Jimiego Hendrixa, kończą szybkie i ostre serie świateł, wzmocnione wściekłymi uderzeniami w bębny mające imitować wystrzały z karabinu. Z trybun owacja na stojąco. Jest magia. Czuć braterstwo. Axl prosi żeby wszyscy złapali się za ręce, żeby docenić Polaków i Ukraińców za walkę z rosyjskim okupantem. "Civil War" to dla mnie druga najważniejsza piosenka antywojenna w historii rocka, zaraz po "One" Metalliki.

Axl przedstawia zespół, nie szczędząc przy tym przyjacielskich uszczypliwości w kierunku bębniarza Franka Ferrera, który ożenił się w tym roku z polską modelką, Magdą Dziun. Na koniec tradycyjnie zapowiada Slasha i zostawia go samego na scenie ze standardową solówką. Tym raz niestety nie było tematu z "Ojca Chrzestnego", zamiast tego wybrzmiewa instrumentalna wersja "Born Under A Bad Sign", płynnie przechodząca w cyrkowe intro do "Sweet Child O'Mine". To drugi moment tego wieczoru kiedy publiczność podnosi się z krzesełek. Na "Wichicie Lineman" wszyscy ponownie spoczywają na swoich miejscach, jakby nie doceniając klimatycznej wersji coveru Jimmy'ego Webba.

Na scenę wjeżdża fortepian - Axl pyta "Are You ready kids?" i odpala "November Rain". Zakochani wtuleni w swoje drugie połówki, a Stadion Narodowy rozbłyska tysiącami zapalniczek, latarek telefonów i innych źródeł światła. Monumentalną balladę kończy pasjonująca solówka Slasha. W tym momencie przydałaby się pirotechnika - wulkany i stroboskopy jeszcze bardziej dodałyby epickości i tak genialnemu numerowi. Przejście do "You're Crazy" mocno niesłyszalne, a następne w kolejce "Knockin' On Heavens Door" jest ciekawe tylko ze względu na intro "Only Women Bleed". Wolałbym wersję z lat 90. ze szczyptą reggae w środku utworu. Set zasadniczy Gunsi kończą klasycznym hard-rockowym hymnem z albumu "Appetite For Destruction" - "Nightrain", tradycyjne "good fuckin' night" i zespół znika za kulisami.


Właśnie mijała trzecia godzina koncertu, a Guns N' Roses wcale nie zamierzali kończyć. Czas na bisy! Na pierwszy ogień poszła ballada "Street Of Dreams", która 16 lat temu na wspomnianym już koncercie w Warszawie, pojawiła się pod roboczym tytułem "The Blues". Po chwili wielkie sceniczne telebimy ukazują zielone linie ze szpitalnych respiratorów. Pulsująca linia basu Duffa McKagan rozpoczyna kolejny epicki numer. "Coma", ukochane dziecko Slasha, na zmianę wycisza i rozpala emocje. Jest jak całe poniedziałkowe popołudnie, ale na koniec jest tylko banan na twarzy. 

Kończymy? Nigdy w życiu!  Na schodkach przy perkusji zbiera się silna ekipa z akustycznymi gitarami i zaczynają grać "Blackbird" Beatlesów. Szkoda, że Axl nie śpiewa już swoich partii w intrach do piosenek, jak onegdaj "Mother" Pink Floydów czy "Sail Away Sweet Sister" Queenów. Beatlesowski klasyk szybko przeradza się w przepiękne wykonanie "Patience", a następny w kolejce już czeka hit z lat 90. - "Don't Cry", co wcale nie było oczywiste bo rzadko go grali na tej trasie. Ale Gunsom podoba się w Warszawie, czują się tu jak w domu i wcale nie zamierzają zejść ze sceny. Axl śpiewa "You'll feel better tomorrow", ale już dziś wszyscy czują się wspaniale. Już dawno minęły 3 godziny koncertu, a na fanów czekała nie lada niespodzianka - cover Soundgarden "Black Hole Sun", kolejny debiut na tej trasie. Za scenę wjeżdżają czarne busy - dla zespołu to sygnał, że czas się zbierać do hotelu. Slash zaczyna "Paradise City", teraz to ju naprawdę koniec.

BŁOGOŚĆ

3 godziny 24 minuty. 32 piosenki. To był najdłuższy koncert na europejskiej części trasy. Ostatnio tak długo na Starym Kontynencie grali w Chorzowie w 2018 roku. Ostatecznie między bajki można umieścić wszystkie "fejk newsy" powtarzane od lat, że Axl nie zagra dla "Polaków i Żydów". Ja bym zaryzykował stwierdzenie, że Polska jest dla Gunsów jednym z ulubionych miejsc na ziemi, żeby dzielić się z fanami swoją wizją rock n' rolla. A jest to wizja pełna pasji i radości. Pokażcie mi drugi zespół rockowy, który gra tak długie koncerty? Przecież większość gra dwie godziny albo krócej, inkasuje przelew i wsiada w samolot, który ma ich zawieźć do kolejnego miasta. Gunsi są inni, choć jak wiemy nie zawsze tak było. Powiedzcie zatem sami czy długość ma znaczenie? W tym przypadku na pewno robi różnicę. 

Patrząc na instagramowe konta członków zespołu, ich rodzin jak i managementu, Warszawa naprawdę przypadła im do gustu. Wszędzie było ich pełno i już tradycyjnie chwalili się jedzeniem pierogów 😃 Perkusista Frank Ferrer przybył do ojczyzny swojej kobiety i miał okazję poznać swoich teściów (rozczulające zdjęcie wielkiego Murzyna w objęciach drobnej kobiety z podpisem "mamusia" 😎).

Zapowiadany armageddon pogodowy się nie ziścił, natomiast nad Warszawą przeszedł prawdziwy rockowy huragan, który powalił na łopatki nawet największych sceptyków. W błogim nastroju wróciliśmy z żoną do domu. Kolejny koncert, kolejne wspomnienia, kolejne przygody, które kolekcjonujemy od lat i nigdy nie mamy dość. 

See You soon GN'R!


Guns N' Roses

20 czerwca 2022 - Warszawa, Polska @ Stadion Narodowy

Setlista:
01. It's So Easy
02. Mr Brownstone
03. Chinese Democracy
04. Slither (cover Velvet Revolver)
05. Madagascar
06. Welcome To The Jungle
07. Back In Black (cover AC/DC)
08. Better
09. Estranged
10. Hard Skool
11. Double Talkin' Jive
12. Live And Let Die (cover Paul Mc Cartney & The Wings)
13. Reckless Life
14. Rocket Queen
15. You Could Be Mine
16. I Wanna Be Your Dog (cover The Stooges; Duff McKagan na wokalu)
17. Absurd
18. Shadow Of Your Love
19. Civil War
20. Slash Guitar Solo / Born Under A Bad Sign (cover Booker Jones/William Bell)
21. Sweet Child O' Mine
22. Wichita Lineman (cover Jimmy Webb)
23. November Rain
24. You're Crazy
25. Knockin' On Heavens Door (cover Bob Dylan)
26. Nightrain

Bisy:
27. Street Of Dreams
28. Coma
29. Blackbird intro (cover The Beatles) / Patience
30. Don't Cry
31. Black Hole Sun (cover Soundgarden)
32. Paradise City

Skład:
Axl Rose - wokal, pianino
Slash - gitara prowadząca
Duff Mc Kagan - gitara basowa, gitara akustyczna, wokal, chórki
Frank Ferrer - perkusja
Richard Fortus - gitara rytmiczna, gitara prowadząca
Dizzy Reed -  instrumenty klawiszowe
Melissa Reese - instrumenty klawiszowe, chórki

BONUS

Słowa uznania dla wspaniałej Kateriny Benzovej, Słowaczki, która fotografuje trasy koncertowe Guns N' Roses od kilkunastu lat i jest pełnoprawnym członkiem zespołu. Dzięki jej pasji mógł powstać poniższy kolaż z trzech ostatnich koncertów GN'R w Polsce. Czekam na kolejne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz