poniedziałek, 23 marca 2020

Bezpieczeństwo jest fikcją!

To nie będzie kolejny felieton o koronawirusie. Tych jest aż nadto w ostatnich tygodniach, a ja nie czuję się żadnym ekspertem, żeby się na ten temat wypowiadać. Niemniej jednak faktem jest, że azjatycki wirus mocno zamieszał w świecie muzyki gdyż większość koncertów i festiwali na które wszyscy z nas mamy już bilety została/nie odwołana i/lub przełożona. Nie ma co z tego powodu się wściekać, wszak najważniejsze jest bezpieczeństwo nas samych oraz naszych najbliższych. Zaspokajanie potrzeb kulturalnych ograniczcie w tych dniach do słuchania Waszych ulubionych wykonanwców z Youtuba albo innego Spotifaja.

Ale nie o tym chciałem napisać. Zastanawialiście się kiedyś czy na koncertach na które chodzicie jesteście bezpieczni? Czy gdyby coś się stało, moglibyście liczyć na sprawną interwencję sił organizatora? Temat chodzi mi po głowie już kilka ładnych miesięcy i wnioski, które mi się nasuwają nie są zbyt optymistyczne. Z moich osobistych doświadczeń wynika, że polscy organizatorzy nadal (jak w latach 90.) liczą, że "jakoś to będzie" i po raz kolejny "się uda". Podstawowym aktem prawnym regulującym prawa i obowiązki organizatora w zakresie organizacji wydarzenia muzycznego jest Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych (zainteresowanych odsyłam do lektury). Ale to jest tylko zbiór przepisów i wytycznych, żeby dostać zgodę na organizację koncertu. A jak to wszystko wygląda w praktyce? Niestety nie zawsze tak różowo jakby chciał ustawodawca. Co prawda obecność i liczbę osób zabezpieczenia medycznego, przeciwpożarowego czy ochrony reguluje akt prawny ale już jakość i wyszkolenie tych służb często jest mocno dyskusyjna.


Zacznijmy od początku czyli od wejścia na obiekt, gdzie po raz pierwszy stykamy się z obecnością ochrony. Tak zwane "trzepanie" na bramkach jest fikcją. Często się śmieję, że w porównaniu do kontroli wejściowej w porównaniu np. do meczów piłkarskiej ekstraklasy to dwa różne światy. Wchodząc na mecze Legii Warszawa zdarzało mi się nawet ściągać skarpetki na bramkach w celu okazania, że nie wnoszę w bucie petard albo rac, nie mówiąc już o dokładnym obmacywaniu od stóp od głów z dokładną prezentacją zawartości wszystkich kieszeni włącznie. Koncerty to inna bajka. Zwykle to są dwa klepnięcia po ramionach, kobiety są czasem proszone o pokazanie ogólnej zawartości torebki. O kontroli alkomatem wszelkiej maści osób nietrzeźwych (a uwierzcie, że każdy lubi sobie coś "dziabnąć" przed wejściem) nie ma mowy. Każdy wchodzi jak leci. I tyle. Ostatnio spotkałem się z detektorem metalu na wejściu, ale to jest rzadkość. Dość powiedzieć, że dokładnie tydzień po zamachu w klubie Bataclan w Paryżu, gdzie podczas koncertu Eagles Of Death Metal z rąk terrorystów zginęło 87 osób, na występ Slasha w łódzkiej Atlas Arenie spokojnie byłbym w stanie wnieść mały karabin maszynowy, którego nikt na bramkach by nie wykrył. Bez problemu natomiast na każde wydarzenie da się wnieść pełną butelkę wody, co oficjalnie jest zabronione. A to przecież nie jest jakiś drobiazg nie do wychwycenia. Nie wiem jak to wygląda za granicą, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby zachodni organizatorzy mieli jeszcze bardziej liberalne podejście do kontroli wejściowej niż ich polscy odpowiednicy.

Następnie czeka nas kontrola biletów. Tu nie ma się do czego przyczepić. Na większości wydarzeń są elektroniczne czytniki kodów kreskowych więc możliwość dostania się na koncert osoby nieuprawnionej jest w dzisiejszych czasach równa zeru. Idąc dalej każdy z nas idzie albo do punktów gastronomicznych (zazwyczaj uboga oferta i horrendalne ceny), do toi-toia albo innego kibelka (standard od zadowalającego do dziury w podłodze na starym dworcu PKP w Katowicach) i na koniec zająć miejsce które wykupił. I tu jest kolejna uwaga do organizatorów bo przejście z płyty na trybuny albo w odwrotnym kierunku nie jest żadnym problemem, pomimo ochrony, opasek itd. itp. Sam kilkukrotnie uciekałem z płyty na trybuny, żeby mieć lepszy widok (np. Aerosmith w Łodzi, czy Roxette na Torwarze) i nikt mnie nie sprawdzał ani się nie pytał co ja tu robię. W drugą stronę kwitnie przekazywanie opasek, żeby bez żadnych zgrzytów przekroczyć ochroniarską barierę. Inną sprawą jest podział miejsc na koncercie, szczególnie chodzi o monstrualne rozmiary tzw. Golden Circle, w czym lubuje się Live Nation, począwszy od słynnego koncertu Guns N' Roses w Gdańsku, gdzie zwyczajowo mały sektor pod sceną zajmował 3/4 płyty boiska, czym mocno podburzył zgromadzoną widownię. Rozczarowani takim obrotem sprawy, ludzie uciekali na trybuny, gdzie zajmowali krzesełka osobom z wykupionymi biletami, doszło do rękoczynów i w pewnym momencie grubsze zamieszki wisiały w powietrzu. A wszystko to przez niepohamowaną chęć maksymalizacji zysku przez skrajnie nieodpowiedzialnego organizatora.

Kolejną istotną sprawą jest zachowanie służb porządkowych podczas samego występu muzycznego. Jak wiadomo Polacy lubują się i w pogo i w surfowaniu ponad głowami innych aż do samych barierek pod sceną, gdzie czekają na nich zwykle "ochroniarze". A Ci jak śpiewał Kazik "patrzą wokoło, bo swędzą ich ręce" bo "kochają bić coraz więcej i więcej". Nie raz byłem świadkiem jak artyści przerywali koncert bo ochrona biła fanów bez powodu. Nie bez powodu również wspomniany wyżej Kazik i jego Kult jeździ z własną ochroną, która stosuje się do standardów wyznaczonych przez zespół, nie korzystając z lokalnych agencji, w której często pracują przypadkowi i sfrustrowani ludzie. Niestety nie każdy  zespół może sobie na taki luksus pozwolić, zdając się na to co zapewni organizator. Na całe szczęście do pomocy medycznej dla potrzebujących nie mogę się przyczepić, ratownicy zawsze szybko i sprawnie docierali do poszkodowanych. Zresztą wśród publiczności jest zrozumienie dla medyków i wśród tłumu tworzy się swoisty koncertowy "korytarz życia" dla udzielających pierwszej pomocy.

Nie wiem jak wygląda kwestia ewentualną ewakuacji widowni w razie np. zagrożenia pożarowego bo nie miałem okazji się z tym spotkać, natomiast często idąc obok wyjść ewakuacyjnych są one zamknięte na kłódkę lub klucz. W myśl zasady "jakoś się uda" i w razie czego przyjdzie pan Janek i otworzy. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak będzie się zachowywać spanikowany tłum w razie zagrożenia. Śmiem wątpić, że organizatorzy są realnie gotowi na takie zagrożenie.

Zbliżając się do końca chciałbym jeszcze wspomnieć o współpracy organizatorów z władzami miast w zakresie dojazdów, parkingów itd. Gdzieniegdzie wygląda to wręcz wzorowo jak w Warszawie (zamknięte ulice przy obiekcie, dodatkowe autobusy i pociągi, sprawnie działające i pojemne parkingi przy stadionie, wszystko z pomocą policji regulującej ruch podczas trwania i po skończonym wydarzeniu) a gdzie indziej przypomina koszmarną amatorkę (np. w Oświęcimiu wyjazd z parkingu pod stadionem trwał 1,5 godziny a w Gdańsku na piechotę maszerowaliśmy  2 godziny w mroźny wieczór spod stadionu do centrum bo miasto nie zapewniło odpowiedniej ilości transportu publicznego). W tej kwestii wystarczą tak naprawdę dobre chęci bo miasta chętnie idą na współpracę w takich tematach. Na końcu tej drogi jest ich wizerunek a nie organizatora.

Zatem jak sami widzicie jest jeszcze mnóstwo do poprawy zarówno w kwestii bezpieczeństwa jak i samej organizacji oraz profesjonalizacji odpowiednich służb. Nie do końca można organizatorom ufać bo często dominuje prowizorka i powszechny "mamtowdupizm" ochroniarzy, pracujących za marne grosze i nie chcących się wysilać przy wykonywaniu podstawowych obowiązków. Mam wrażenie, że często nie chcą widzieć "problemu" i przepychają go dalej mając nadzieję, że ten zniknie, sam się rozwiąże lub po prostu nie "eksploduje" podczas trwania imprezy. To krótkowzroczność jest zastanawiająca bo (nie chciałbym być tu złym prorokiem) kiedyś może doprowadzić do dużej tragedii. Organizatorzy meczów piłkarskich już dawno wyciągnęli wnioski z tragedii na Heysel czy Hillsbrough (a mają do czynienia z o wiele bardziej problemową publicznością niż koncertowa) stosując czasami wręcz zaborcze kontrole i środki bezpieczeństwa. Owszem zawsze znajdą się różne incydenty ale do kibiców sportowych są już procedury bezpieczeństwa wypracowane przez lata. A dodatkowo mam wrażenie, że publiczność piłkarska jest bardziej jednolita, a co za tym idzie bardziej świadoma jak ma się zachowywać w trakcie zagrożenia. Widzowie na koncercie muzycznym to jednak w mniejszym lub większym stopniu zbiór przypadkowych osobowości, które łączy chęć uczestniczenia podczas występu ulubionych wykonawców, ale bez żadnej silnej więzi emocjonalnej i cech wspólnych z innymi uczestnikami. A nad takim zbiorem trudniej zapanować w trakcie np. ewakuacji.

Żeby nie kończyć tak pesymistycznie, to uczestnicząc w różnych wydarzeniach muzycznych widzę, że z roku na rok bezpieczeństwo i stosowane rozwiązania ulegają ciągłej modyfikacji i poprawie. Na pewno pomagają w tym doświadczenia organizatorów oraz rozwój techniki, które pewne procesy (jak np. sprawdzanie biletów) potrafi zautomatyzować i wyeliminować najbardziej zawodny czynnik ludzki. Zatem bądźmy dobrej myśli i do zobaczenia na koncertowym szlaku.

A Wy czujecie się bezpiecznie? Czy może nie zwracacie na to w ogóle uwagi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz