Łomianki są ubogie pod kątem wydarzeń kulturalnych, nie umiem sobie przypomnieć ciekawego koncertu na przestrzeni ostatnich 13 lat, gdy tu mieszkam (raz była bodajże Kasia Kowalska i Lady Pank, ale byłem wtedy na wakacjach). Lemon Tree czyli miejsce koncertu Sienkiewicza to zwykła restauracja z wydzielonym miejscem dla artystów. A może raczej niezwykła, bo patrząc po plakatach rozwieszonych na sali, właściciele są miłośnikami rocka, bluesa i jazzu.
Z małżonką wpadamy na ostatnią chwilę i musimy poczekać, aż obsługa przyniesie dodatkowe krzesełka - miejsc przy stolikach już nie ma. Najgłośniejszy okazuje się stolik naszego dobrego sąsiada - tam leje się równie obficie, niczym deszcz w 1996. Ale nic to. Kuba Sienkiewicz, żeby dostać się na podest dla wykonawców, musiał przecisnąć się przez całkiem spory tłum. "Wsiadł do autobusu, człowiek z liściem na głowie" - nie z liściem, a z gitarą w ręku, Sienkiewicz solo rozpoczął wieczór artystyczny od "Przewróciło Się". Po chwili dedykacja z okazji zbliżających się wyborów - "Gdy Zostanę Prezydentem" z soundtracku filmowego "Kariera Nikosia Dyzmy". Sienkiewicz rozgadany jak zwykle, ironiczne poczucie humoru wybijało się na pierwszy plan, jak wtedy gdy stwierdził, że można mieć zawroty głowy, bo na sali jest lekarz neurolog (przyp. red. - wspominając o swojej specjalizacji). "Serce Jak Pies" w wersji akustycznej dopełniło początek występu.
Lider Elektrycznych Gitar przedstawił swój repertuar jako rozdarty między miastem a wsią. Jak się wsłuchać w teksty rzeczywiście wędrowaliśmy po Polsce od oczywistego "Jestem z Miasta" do sielskich "Pięknych Dni". Po chwili wróciliśmy do (tele)komunikacji miejskiej ("Człowiek z Liściem"), a zaraz potem chwila refleksji nad "Łańcuchem Życia". Oczywiście nie mogło zabraknąć największego hitu autorstwa Sienkiewicza, czyli "Dzieci". Na koniec pierwszej części koncertu hymn lat 90., czyli piosenka "Koniec".
Przerwa trwała ok. 20 minut, w sam raz, żeby załatwić potrzeby fizjologiczne i zamówić kolejne piwo. Druga część rozpoczęła się od "Spokoju Grabarza" i piosenki z bogatego repertuaru niejakiego Jana Kelusa "Ars Longa, Vita Brevis". Z kolei w "Głowach L." ostatnia zwrotka zmieniła brzmienie na "Głowy Putina znad pianina" (a ja w tym miejscu bezustannie krzyczę - PUTIN CHUJ!). W tej odsłonie nie zabrakło hitów z repertuaru Elektrycznych Gitar - pojawiły się kolejno "A Ty Co?", "Radość" i "Nie Pij Piotrek".
"Wolność Jest Straszna" i "Pani Bóg" to z kolei propozycje z solowego repertuaru Sienkiewicza. Łatwo było dostrzec, że gitarzysta ma ogromną przyjemność z wykonywanych piosenek, pozwalał sobie na wydłużone solówki, zabawę słowem i dźwiękiem. Zwieńczeniem tego wieczoru były przeboje takie jak "Wszystko Ch.", "Co Ty Tutaj Robisz?" oraz "Kiler", po których miała być przerwa, ale wokalista stwierdził, że nie będzie się przebijać przez tłum z uwagi na brak miejsca i rozpoczął bis od razu. A w nim m.in. "Co Powie Ryba" (Kiler rządzi) i na wielki finał "Huśtawka" (wróciliśmy do złotych lat 90.) z charakterystycznym intro.
No cóż, to był przemiły wieczór wspomnień. Nie zapomnę go nigdy - a przynajmniej do najbliższego koncertu Elektrycznych Gitar, który już 24 maja w Warszawie. Zawsze ceniłem Kubę Sienkiewicza za celne obserwacje otaczającej nas rzeczywistości, humor, ironię i bycie gitarzystą z manierą w stylu Marka Knopflera. Tym bardziej się cieszę, że Elektryczne Gitary znów są widoczne w przestrzeni medialnej i świadomości fanów.
PS. A Łomianki niech się postarają o więcej muzycznych wrażeń!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz